wtorek, 6 sierpnia 2013

IV Kluczborski Maraton Rowerowy o Beczułkę Miodu

13 lipca - sobota, nie piątek. Jednak chyba nie dla każdego 13 okazała się szczęśliwa. Nie patrząc na przepowiednie, postanowiliśmy wczesnym rankiem udać się do Kluczborka. Pogoda od samego rana nie napawała optymizmem, według prognoz zapowiadał się pochmurny dzień. Ledwo zajechaliśmy - zaczął padać deszcz. No trudno, w deszczu przecież da się jechać, nikt się jeszcze od niego nie roztopił.
Poszykowaliśmy co trzeba i pognaliśmy co sił w nogach na linię startu. 3,2,1... jedziemy. Trasa maratonu przebiegała praktycznie tak samo jak w roku ubiegłym. Do wyboru były trzy dystanse - Mini: 86 km, Mega: 165 km oraz Giga: 240 km. Moim celem było przejechanie mega. Jakoś spodobały mi się te średnie dystanse w tym roku :)
Deszcz przez cały czas nie dawał za wygraną, padał i padał. Dzięki niemu nasze stroje, rowery, i każdy nie zakryty kawałek ciała zdobiły urodziwe błotne wzory. Pod koniec ostatnio okrążenia, przemoczona i zmarznięta, nie marzyłam już o niczym innym jak o gorącym prysznicu.
Maraton przebiegł spokojnie. Drogi były ładne, miejscami mogłyby być lepsze, jednak nigdy nie jest tak że jest całkowicie idealnie. Trasa bardzo dobrze oznaczona, obstawiona gdzie trzeba. Punkt żywieniowy super wyposażony, zarówno w pyszności jak i w przemiłą obsługę.
Po przyjeździe na metę czekały na nas ładne pamiątkowe medale i ciepły posiłek w postaci zupy i kiełbaski z grilla. Chwila na odsapnięcie i przystąpiono do dekoracji. Na zwycięzców w poszczególnych kategoriach czekały puchary (za pierwsze miejsca duże, za pozostałe malutkie), zwycięzcy Open otrzymali tytułową Beczułkę Miodu. Organizator zadbał również o nagrody, wśród których do wygrania były porządne szosowe koła.
Do zobaczenia za rok, oby w lepszej pogodzie :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz